Tajwan był inny. Tajwan miał piękne światło o zachodzie. Tysiące skuterów i te uliczne targi. Miał ten azjatycki smrodek, którego nie doświadczyliśmy w Japonii. Mięso na hakach, ryby z lodu, bubble tea i bardzo dużo ulicznego jedzenia.
Zmieniliśmy konichiwa na mihau, arigato na siesie, asahi super dry na gold medal Taiwan beer. Świątynie były ładne i zadbane, ale porównując do tych japońskich były bardziej kolorowe i kiczowate, takie chińskie. Tajpej miał najpyszniejszą pizzę salami, którą wygłodniali zjedliśmy pierwszego wieczora w pizza hut.
Niebieski laser zaczął zliczać km na autostradzie.
Siedzielismy na plaży w Hualien. Dziewczyny budowały bazy z wyrzuconego na plażę drewna. Nad głowami latały wojskowe odrzutowce. Gosia z Karolem spała, a ja słuchałem w zapętleniu nowego singla niemoc od Fisz Emade, aż padła bateria w telefonie.
Wschodnie wybrzeże zostało zniszczone w czasie silnego kwietniowego trzęsienia ziemi. Pod koniec października tajfun Kong-rey dołożył jeszcze swoje. Ogromne ilości konarów i połamanych pni zostały wyciągnięte przez ten tajfun na plaże przy parku Taipingyang. Ludzie zbierali te pachnące z drzewa kamforowego.
Niektóre drogi były zasypane, niektóre zapadnięte, niektóre były w remoncie, niektóre nie. W korytach rzek trwały prace i mocno się z nich kurzyło. My odbijaliśmy się między punktami turystycznymi, bo większość miejsc była „tymczasowo zamknięta”. Ciężko było nam cokolwiek zaplanować.
Nasze pokoje hotelowe nie miały okna na świat. Samochody miały przyciemnione wszystkie szyby, przypominając te tanie zabawkowe autka. Wiatr rozwiewał dziewczynom włosy na plażach i geoparkach wzdłuż wybrzeża. Kończę 35 lat i myślę o kolejnych dniach w podróży.
WN
Grudzień 2024